Świece
na stolikach błyszczały ciepłym światłem idealnie komponując się z zimną
szarością obrusów. Siedziałam na wygodnym, kremowym fotelu naprzeciwko najprzystojniejszego
mężczyzny na Ziemi i ściskałam czule jego dłoń . To była nasza ostatnia wspólna
noc przed wyjazdem. Obiecał coś wyjątkowego i postarał się – kolacja w tak
wykwintnym i ekskluzywnym miejscu na pewno nie należała do grona wydarzeń
zwyczajnych. Upiłam kroplę wina z ogromnego kielicha i uśmiechnęłam się
łobuzersko, gdy kelner podał nam nasze dania.
-
Świetny wybór – powiedziałam spoglądając na homara leżącego na moim talerzu.
Dla siebie zamówił dokładnie to samo. Przewinął serwetę przez kolana i zabrał
się za oporządzanie wymagającego zamówienia.
-
Czemu te cholerstwa są takie dobre, a tak ciężko je ogarnąć? – zaśmiał się
bezsilnie walcząc z czerwonym stworzeniem. Ja radziłam sobie znacznie lepiej,
dlatego poinstruowałam ukochanego, a ten podziękował mi spojrzeniem, które
roztopiłoby niejedno serce.
-
Musiałeś się wykosztować. Kolacje w takich miejscach nie kosztują dniówkę.
-
Dostałem ostatnio podwyżkę – rzucił skończywszy przeżuwać kęs wyśmienitego
mięsa – Poza tym to niecodzienna okazja. Opuszczasz mnie. – udał smutną minę i
wplótł dłoń w moje palce. – No i jest jeszcze jedna, mała sprawa. – wziął
głęboki oddech po czym drugą ręką podsunął w moją stroną małe, granatowe
pudełko. Doskonale wiedziałam co się w nim znajduje. Niepewnie otworzyłam
wieko, a moim niebieskim oczom ukazał się śliczny, srebrny pierścionek z
połyskującym diamencikiem. Wyważony, nieprzedobrzony – zupełnie w moim guście.
- Czy
to jest to…
- Tak.
– przerwał mi natychmiast – Chciałbym byś dała mi pewność, że nie zostawisz
mnie dla jakiegoś francuskiego żigolaka. Chciałbym byś zgodziła się zostać moją
żoną – powiedział jednym tchem patrząc mi prosto w oczy. Zaparło mi dech w
piersiach. Mój mężczyzna – tak bardzo idealny, wysoki, krótko ścięty brunet z
zielonymi oczami, nieporadnie noszący sweterki w serek i koszule z nonszalancko
odpiętym guzikiem przy kołnierzu, pracownik biura architektonicznego,
nienawidzący brokuł i poniedziałkowych poranków, kochający tandetne kino akcji
i szwedzką kuchnię – właśnie się oświadczył. A ja nie mogłam wykrztusić słowa.
-
Soren, j-ja... – próbowałam sklecić jakieś mądrze brzmiące zdanie, ale nic nie
przychodziło mi głowy – Boże, tak. Chcę być Twoją żoną. – samotna łza
wzruszenia zagubiła się w różu na moim policzku. Ludzie siedzący nieopodal nas
zaczęli bić brawo i gratulować. Kelner przyniósł bukiet białych tulipanów –
moich ulubionych kwiatów. Cicha, nastrojowa muzyka łaskotała nasze słuchy.
Wszystko działo się, jak w zwolnionym tempie. Homar już dawno wystygł zanim
ponownie zabraliśmy się jedzenie. A ja nie mogłam się otrząsnąć. Po tych
wszystkich ciężkich przygodach, jakie wyznaczył mi los, w końcu, definitywnie
mogę być naprawdę szczęśliwa. I teraz mogłam być pewna, że nawet Paryż tego nie
zmieni.
-
Zbierajmy się. – nachylił się nad stolikiem i szepnął mi do ucha, a ja
uśmiechnęłam się wstydliwie – Też muszę mieć coś z tej nocy.
Nie
minęła chwila, a podróżowaliśmy w stronę jego mieszkania. Mieściło się w
bardziej zamieszkałej części Antwerpii niż moje, ale ciągle posiadało tę nutę
prywatności. Weszliśmy po schodach na piętro odrestaurowanej kamienicy, a Soren
chwycił mnie w przegubie i wziął na ręce.
-
Potraktujmy to jako zwiastun tego, co niebawem nadejdzie. – pocałował mnie w
czoło i wspólnie przekroczyliśmy próg jego małej świątyni. Lubiłam u niego
przebywać, gdyż zadbał by jego dom nie posiadał przesadnego blichtru i
sztucznego minimalizmu. Dwa pokoje – salon, służący również za gabinet i
sypialnia, urządzone były w podobnym stylu – przeważały pastelowe kolory i
jasne meble, choć nie brakowało jaskrawych akcentów, jak na przykład obraz Roya
Lichtensteina powieszony tuż nad szarą sofą. W kuchni za to zawsze pachniało
przyprawami – Soren uwielbiał dobrze przyprawione potrawy, dlatego wszędzie
podziewały się słoiczki z zapachami ze wszystkich stron świata. Przy małym
stoliku z żółtymi krzesłami zawsze jadaliśmy wspólne śniadania, kiedy nie
pozwalał mi wracać na noc do siebie. Miałam własną półkę w jego surowej szafie
i specjalne miejsce na malowidła w łazience. Od początku nie chciał bym czuła
się jak gość i idealnie mu się to udawało.
- Boże,
ale jesteś ciężka. – zażartował kładąc mnie na kanapie, a ja wymierzyłam mu
mocny cios w ramię.
- To
raczej z Ciebie taki kiepski siłacz skoro nie potrafisz utrzymać swojej
narzeczonej w ramionach.
-
Narzeczona – powtórzył siadając obok mnie i chwytając moją dłoń, na której
spoczywał podarowany pierścionek – To tak dumnie brzmi. – dotknął małego klejnocika
i złożył pocałunek na moim nadgarstku. – Szczęściarz ze mnie, że taka perełka
zwróciła na mnie uwagę.
-
Głupoty pleciesz. – dotknęłam jego policzka pokrytego zarostem, a szorstkość
sprawiła, że po moim ciele przeszły ciarki. Opuszkami placów dotknął moich
spierzchniętych ust, a potem złożył na nich delikatny pocałunek. Zapach jego
perfum sprawiał, że jeszcze bardziej chciałam go mieć blisko siebie. Ściągnął
ze mnie granatowy sweterek i pozwolił bym wgramoliła się na jego kolana.
Chwycił mnie za gołe ramiona i zaczął składać pocałunki na dekolcie. Rozpięłam
guziki jego białej koszuli i ściągnęłam z siebie kremową sukienkę. Klamra paska
przy spodniach radośnie brzęczała, gdy przenosił mnie do łóżka w sypialni.
Ułożył mnie w wygodnej pozycji, a potem przyparł swoim ciałem do zimnego
prześcieradła. Gdzieś po drodze zgubiłam biustonosz, a moja naga sylwetka wiła
się pod naciskiem jego pieszczot. Drażnił moją skórę swoim ostrym zarostem, a
ja miałam ochotę krzyczeć by nigdy nie przestawał. Zrzucił z siebie ciemne
dżinsy i zdjął bokserki. Nawet otwarte okno nie było w stanie ostudzić gorącej
atmosfery. Noc zagościła na dobre w domach Belgów, ale nikt nie myślał o tym by
iść spać. Ten czas należał tylko do nas i wykorzystaliśmy go najlepiej, jak
potrafiliśmy.
-
Kocham Cię – szeptał mi do ucha co jakiś czas wplatając palce w moje blond
kosmyki. Ja odwdzięczałam się rysowaniem paznokciami na jego plecach mało
określonych wzorów. Czułam, że jest nam dobrze i że ta chwila może trwać
wieczność.
- Nie
chcę byś wyjeżdżała. – opadł bezwładnie obok mnie i schował twarz między moją
szyją, a ramieniem. – Nie wytrzymam.
- Mi
też będzie ciężko. – położyłam głowę na jego piersi i zaczęłam nakreślać małe
kółka na jego brzuchu – Ale będziemy do siebie przyjeżdżać. To tylko na jakiś
czas.
- A
co, jak dostaniesz tam pracę?
- Na
pewno. – roześmiałam się głośno – Przyjmują jednego dziennikarza z całego
konkursu. Nie ma takiej opcji. Jadę tam tylko po to, by mieć co wpisać do CV.
- Nie
doceniasz się, mała. Zawsze Ci to powtarzałem. – zapalił lampkę stojącą na
nocnym stoliku – Ale skoro tak mówisz… Wrócisz i zostaniesz moją żoną. A potem
zrobimy sobie parkę dzieciaków, co ty na to?
Poczułam ból nie do
opisania. Gdzieś w okolicy serca mały szew trzymający jedną z ran, pękł. Znów przypomniałam
sobie te okropne chwile. Przypomniałam sobie, co zrobiłam i jak wiele mam na
sumieniu. Przypomniałam sobie o nim –
jego niesforne loki, chłopięcy uśmiech, specyficzny zapach, którym pachniały
wszystkie moje ubrania. Te dni, kiedy było nam razem dobrze. A potem
przypomniałam sobie dni, w których było źle – i konsekwencje, jakie z nich
wypłynęły.
Wiedziałam,
że pewnego dnia będę musiała uświadomić Sorena o mojej nieciekawej przeszłości
i opowiedzieć mu ze szczegółami, dlaczego popełniłam tak wiele błędów.
Obawiałam się tej chwili, w której wspomni o dzieciach, bo bałam się powiedzieć
mu, że ja nie mogę mu ich dać.
-
Skoro jesteśmy już narzeczeństwem – zaczęłam łamiącym się głosem – To musimy o
czymś porozmawiać. Musisz o czymś wiedzieć.
-
Cokolwiek to jest…
- Nie.
– przymknęłam oczy – Nie mów tego dopóki nie usłyszysz całości.
-
Okej. – pokiwał znacząco głową i ustawił sylwetkę w pozycji siedzącej opierając
się o metalowy zagłówek.
- Nie
mogę mieć dzieci. A to dlatego, że w przeszłości zrobiłam coś, czego do dzisiaj
nie mogę sobie wybaczyć.
-
Usunęłaś? – zapytał, ale w jego głosie nie dało się wyczuć wstrętu, czy
oskarżenia. Było to zwyczajne pytanie, tak jakby chciał się tylko upewnić.
-
Zabiłam je. – nie mogłam powstrzymać łez – Zabiłam moje dziecko.
Przytulił mnie do siebie i
zaczął gładzić moje włosy. Nic nie mówił, po prostu pozwolił mi się samej
uspokoić. Poczekał, aż mój żal upłynie. Aż poczuję się na siłach by móc dalej
mówić.
- Nie
obchodzi mnie co robiłaś zanim Cię spotkałem – powiedział chwytając mój
podbródek i zmuszając bym spojrzała mu prosto w oczy – Teraz jesteś tą Milą
Dobravkową, która zauroczyła mnie kupując czterdzieści główek sałaty, dla
wygłodniałych królików w jakimś cholernym schronisku dla zwierząt domowych. Tak
mnie właśnie urzekłaś i nic nie zmieni mojego zdania o Tobie. Każdy ma jakąś
przeszłość, nikt nie jest bez skazy, ale liczy się to co jest tu i teraz. A
teraz trzymam Cię w ramionach i proszę byś przestała zamartwiać się tym co
było. Nawet gdybyś wypuściła bombę na Hiroszimę i tak nie przestałbym Cię
kochać, moja wariatko. – pocałował mnie w czoło, a ja znów poczułam że na niego
nie zasługuję. Był moją deską ratunku. Kołem ratunkowym. Był wszystkim.
Jejku wspaniały, cudny rozdział. Tak napisany idealnie jak zawsze. Uwielbiam Cię za to opowiadanie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie :)
UsuńPo pierwsze masz ogromny talent (jak zgadnę nie pierwsza ci to mówię) :) Po drugie piszesz świetnie, wręcz idealnie, a po trzecie kiedy następny rozdział? :):) Po po prostu cudowny, już nie mogę doczekać się kolejnych.
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam na mojego bloga: http://ourangelsalwaysfall.blogspot.com/
Po takiej ilości komplementów mogę tylko się zaczerwienić! Następny rozdział w okresie świąt.
UsuńGdy znajdę chwilę czasu na pewno wpadnę :)
Wiem, że w rozdziale głównie chodziło o szczęśliwą chwilę Mili i Sorena, ale ja po prostu nie mogę wyrzucić z pamięci tego fragmentu o kupieniu czterdziestu główek sałaty dla wygłodniałych królików. Chyba jestem dziwna, albo jest to spowodowane moją nieograniczoną miłością do tych małych słodkich zwierzątek.
OdpowiedzUsuńAle nieważne, nie będę ci tu o tym rozprawiała.
Jak ja się cieszę ich szczęściem! Mila naprawdę odżyła przy boku tego faceta, a jeśli on czyni ją naprawdę szczęśliwą, to już mnie kupił. Całą swą męskością, ale i wrażliwością, umiejętnością mówienia o uczuciach i dowodzenia ich. Ten moment, kiedy zaczął snuć plany na przyszłość, a szew na sercu Mili, który powstrzymywał głęboką ranę od otwarcia się, pękł, wywołał we mnie tak mocne uczucia, że autentycznie zaszkliły mi się oczy. Jak wiele siły musiała włożyć, by opowiedzieć mu o przeszłości a zarazem jak wielką miłością musi on ją darzyć, skoro nie zastanawiając się nawet chwili od razu je przekreślił, stawiając na piedestale swoją narzeczoną.
Nieważne, co zdarzy się w Paryżu, nie chcę żeby ten facet cierpiał!
O walorach językowych nie będę ci tu prawiła komplementów, bo doskonale wiesz, jak przepiękne zdania tworzysz, jaką cudowną atmosferę i jak to wszystko oddziałuje na czytelnika.
Kilka dni temu pojawiła się tu informacja o jakimś projekcie, który szykujesz - nie mogę się doczekać!
Ściskam :*
Na wstępie - jak można nie kochać królików? To takie cudowne stworzenia!
UsuńSoren to bardzo dobry człowiek, ale jego postać będzie ewoluować i pod wpływem zachowania Mili odejdzie od swojej anielskiej cierpliwości. Na razie tyle mogę zdradzić :)
Projekt będzie baaardzo odbiegał od tematyki, którą się obecnie zajmuję - wręcz w ogóle nie będzie o nią zahaczał, ale musi minąć jeszcze dużo czasu zanim coś opublikuję.
Pozdrawiam serdecznie :*
CUDOWNY ROZDZIAŁ ;*
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, jeśli będziesz miała chwilkę czasu ;)
http://niemozliwezycie.blogspot.com
ahh jakie to jest świetnie !
OdpowiedzUsuńBaaardzo mi się podoba twoje opowiadanie, jest takie prawdziwe.
Jestem bardzo ciekawa jak Mila poradzi sobie w Paryżu i czy jej związek ucierpi przez tą odległość.
Z niecierpliwością czekam na nastepny rozdział ! :)
Dziękuję pięknie :)
UsuńJestem kompletnie urzeczona! Wpadam tu przed chwilą, wzięłam się za czytanie i muszę Ci powiedzieć, ze chyba wiele bym straciła nie odkrywając tego bloga;D Przede wszystkim rozdział sam w sobie cały przepełniony był romantyzmem w doskonałym wydaniu a to lubię najbardziej. Druga sprawa... zawsze denerwuje mnie jak postać chce wyznać jakąś trudną prawdę, już jest blisko i zawsze coś stanie na przeszkodzie. I ten wątek wyznania odwleka się w czasie doprowadzając mnie do szewskiej pasji. Dlatego jak w końcówce rozdziału pozwoliłaś swojej bohaterce się wygadać (zamiast odwlekać do na rozdział n-ty) zyskałaś u mnie plusa! A jeszcze bardziej spodobała mi się odpowiedź mężczyzny. Nie skreślił jej, nie oceniał... zrozumiał, przyjął do wiadomości, pocieszył i zapewnił o miłości. To jest ideał. Kurde! Uwielbiam go!
OdpowiedzUsuńA i jeszcze jedno, kompletnie rozbroił mnie tekst o sałacie! Takie poznania (niekonwencjonalne) są najlepsze;D Ah, w tym rozdziale było wszystko, co mi się pdooba;) Wielki szacun:D
A w wolnej chwili zapraszam do siebie;) Nie masz spamu, więc nie będę zostawiać opisu opowiadania. Po prostu zapraszam;)
sila-jest-we-mnie.blogspot,com
To bardzo motywujące, kiedy czyta się takie komplementy na temat swojego opowiadania, aż chyba otworzę WORDa i coś naskrobię!
UsuńTen rozdział to chyba mój ulubiony, wyszedł dokładnie tak jak tego chciałam.
Co do przeciągania kulminacyjnego momentu - nie rozumiem po co stosuje się takie zabiegi, chyba tylko do zapełnienia rozdziałów. Ja tam wolę wszystko postawić jasno. :(
Gdy tylko znajdę chwilkę czasu, z pewnością zajrzę i do Ciebie
Pozdrawiam :)
Słodki Jezu, jak ja długo szukałam takiego prostego i klimatycznego opowiadania. Prudie, piszesz tak delikatnie i tak swobodnie przechodzisz z jednego wątku do drugiego (czemu ja tak nie potrafię :'( ). Nie używasz jakiś wyspecjalizowanych słów, żeby zaimponować, tylko posługujesz się takimi naturalnymi i dobrze dobranymi wyrazami. I to sprawia, że historia jest tak klimatyczna. Druga sprawa, polubiłam główną bohaterkę i moja wścibska podświadomość musi się dowiedzieć: czemu usunęła dziecko, kogo ono było, czy z znowu spotka ojca swojego dziecka w tym cholernym Paryżu? Ah, chcę już kolejny rozdział! Widzisz co ty robisz z nami, czytelnikami, Prudie?
OdpowiedzUsuńZapraszam: http://oh-scorpiusie.blogspot.com/
Dziękuję za tyle miłych słów! Nigdy nie byłam dobra w dodawaniu ozdobników, wysublimowanych słów dlatego postanowiłam nie męczyć się z tym i pisać tak jak potrafię. Cieszę się, że uważasz to za atut. :)
UsuńTak jak napisałam gdzieś wcześniej, jak znajdę tylko czas to wejdę i poczytam Twoje opowiadanie :)
Pozdrawiam :*
38 yr old Quality Control Specialist Rollin Foote, hailing from Westmount enjoys watching movies like My Father the Hero and Kite flying. Took a trip to Gusuku Sites and Related Properties of the Kingdom of Ryukyu and drives a Horch 853A Special Roadster. kliknij po wiecej
OdpowiedzUsuń