10.03.15
Witam po drastycznie długiej przerwy. Dalej istnieję i skrzętnie tworzę ten desperacki 4 rozdział. Dziękuję za Wasze wsparcie i obiecuję, że niebawem coś opublikuję!

2 grudnia 2014

2. Tant qu' mon corps frémira sous tes mains

Świece na stolikach błyszczały ciepłym światłem idealnie komponując się z zimną szarością obrusów. Siedziałam na wygodnym, kremowym fotelu naprzeciwko najprzystojniejszego mężczyzny na Ziemi i ściskałam czule jego dłoń . To była nasza ostatnia wspólna noc przed wyjazdem. Obiecał coś wyjątkowego i postarał się – kolacja w tak wykwintnym i ekskluzywnym miejscu na pewno nie należała do grona wydarzeń zwyczajnych. Upiłam kroplę wina z ogromnego kielicha i uśmiechnęłam się łobuzersko, gdy kelner podał nam nasze dania.
- Świetny wybór – powiedziałam spoglądając na homara leżącego na moim talerzu. Dla siebie zamówił dokładnie to samo. Przewinął serwetę przez kolana i zabrał się za oporządzanie wymagającego zamówienia.
- Czemu te cholerstwa są takie dobre, a tak ciężko je ogarnąć? – zaśmiał się bezsilnie walcząc z czerwonym stworzeniem. Ja radziłam sobie znacznie lepiej, dlatego poinstruowałam ukochanego, a ten podziękował mi spojrzeniem, które roztopiłoby niejedno serce.
- Musiałeś się wykosztować. Kolacje w takich miejscach nie kosztują dniówkę.
- Dostałem ostatnio podwyżkę – rzucił skończywszy przeżuwać kęs wyśmienitego mięsa – Poza tym to niecodzienna okazja. Opuszczasz mnie. – udał smutną minę i wplótł dłoń w moje palce. – No i jest jeszcze jedna, mała sprawa. – wziął głęboki oddech po czym drugą ręką podsunął w moją stroną małe, granatowe pudełko. Doskonale wiedziałam co się w nim znajduje. Niepewnie otworzyłam wieko, a moim niebieskim oczom ukazał się śliczny, srebrny pierścionek z połyskującym diamencikiem. Wyważony, nieprzedobrzony – zupełnie w moim guście.
- Czy to jest to…
- Tak. – przerwał mi natychmiast – Chciałbym byś dała mi pewność, że nie zostawisz mnie dla jakiegoś francuskiego żigolaka. Chciałbym byś zgodziła się zostać moją żoną – powiedział jednym tchem patrząc mi prosto w oczy. Zaparło mi dech w piersiach. Mój mężczyzna – tak bardzo idealny, wysoki, krótko ścięty brunet z zielonymi oczami, nieporadnie noszący sweterki w serek i koszule z nonszalancko odpiętym guzikiem przy kołnierzu, pracownik biura architektonicznego, nienawidzący brokuł i poniedziałkowych poranków, kochający tandetne kino akcji i szwedzką kuchnię – właśnie się oświadczył. A ja nie mogłam wykrztusić słowa.
- Soren, j-ja... – próbowałam sklecić jakieś mądrze brzmiące zdanie, ale nic nie przychodziło mi głowy – Boże, tak. Chcę być Twoją żoną. – samotna łza wzruszenia zagubiła się w różu na moim policzku. Ludzie siedzący nieopodal nas zaczęli bić brawo i gratulować. Kelner przyniósł bukiet białych tulipanów – moich ulubionych kwiatów. Cicha, nastrojowa muzyka łaskotała nasze słuchy. Wszystko działo się, jak w zwolnionym tempie. Homar już dawno wystygł zanim ponownie zabraliśmy się jedzenie. A ja nie mogłam się otrząsnąć. Po tych wszystkich ciężkich przygodach, jakie wyznaczył mi los, w końcu, definitywnie mogę być naprawdę szczęśliwa. I teraz mogłam być pewna, że nawet Paryż tego nie zmieni.
- Zbierajmy się. – nachylił się nad stolikiem i szepnął mi do ucha, a ja uśmiechnęłam się wstydliwie – Też muszę mieć coś z tej nocy.
Nie minęła chwila, a podróżowaliśmy w stronę jego mieszkania. Mieściło się w bardziej zamieszkałej części Antwerpii niż moje, ale ciągle posiadało tę nutę prywatności. Weszliśmy po schodach na piętro odrestaurowanej kamienicy, a Soren chwycił mnie w przegubie i wziął na ręce.
- Potraktujmy to jako zwiastun tego, co niebawem nadejdzie. – pocałował mnie w czoło i wspólnie przekroczyliśmy próg jego małej świątyni. Lubiłam u niego przebywać, gdyż zadbał by jego dom nie posiadał przesadnego blichtru i sztucznego minimalizmu. Dwa pokoje – salon, służący również za gabinet i sypialnia, urządzone były w podobnym stylu – przeważały pastelowe kolory i jasne meble, choć nie brakowało jaskrawych akcentów, jak na przykład obraz Roya Lichtensteina powieszony tuż nad szarą sofą. W kuchni za to zawsze pachniało przyprawami – Soren uwielbiał dobrze przyprawione potrawy, dlatego wszędzie podziewały się słoiczki z zapachami ze wszystkich stron świata. Przy małym stoliku z żółtymi krzesłami zawsze jadaliśmy wspólne śniadania, kiedy nie pozwalał mi wracać na noc do siebie. Miałam własną półkę w jego surowej szafie i specjalne miejsce na malowidła w łazience. Od początku nie chciał bym czuła się jak gość i idealnie mu się to udawało.
- Boże, ale jesteś ciężka. – zażartował kładąc mnie na kanapie, a ja wymierzyłam mu mocny cios w ramię.
- To raczej z Ciebie taki kiepski siłacz skoro nie potrafisz utrzymać swojej narzeczonej w ramionach.
- Narzeczona – powtórzył siadając obok mnie i chwytając moją dłoń, na której spoczywał podarowany pierścionek – To tak dumnie brzmi. – dotknął małego klejnocika i złożył pocałunek na moim nadgarstku. – Szczęściarz ze mnie, że taka perełka zwróciła na mnie uwagę.
- Głupoty pleciesz. – dotknęłam jego policzka pokrytego zarostem, a szorstkość sprawiła, że po moim ciele przeszły ciarki. Opuszkami placów dotknął moich spierzchniętych ust, a potem złożył na nich delikatny pocałunek. Zapach jego perfum sprawiał, że jeszcze bardziej chciałam go mieć blisko siebie. Ściągnął ze mnie granatowy sweterek i pozwolił bym wgramoliła się na jego kolana. Chwycił mnie za gołe ramiona i zaczął składać pocałunki na dekolcie. Rozpięłam guziki jego białej koszuli i ściągnęłam z siebie kremową sukienkę. Klamra paska przy spodniach radośnie brzęczała, gdy przenosił mnie do łóżka w sypialni. Ułożył mnie w wygodnej pozycji, a potem przyparł swoim ciałem do zimnego prześcieradła. Gdzieś po drodze zgubiłam biustonosz, a moja naga sylwetka wiła się pod naciskiem jego pieszczot. Drażnił moją skórę swoim ostrym zarostem, a ja miałam ochotę krzyczeć by nigdy nie przestawał. Zrzucił z siebie ciemne dżinsy i zdjął bokserki. Nawet otwarte okno nie było w stanie ostudzić gorącej atmosfery. Noc zagościła na dobre w domach Belgów, ale nikt nie myślał o tym by iść spać. Ten czas należał tylko do nas i wykorzystaliśmy go najlepiej, jak potrafiliśmy.
- Kocham Cię – szeptał mi do ucha co jakiś czas wplatając palce w moje blond kosmyki. Ja odwdzięczałam się rysowaniem paznokciami na jego plecach mało określonych wzorów. Czułam, że jest nam dobrze i że ta chwila może trwać wieczność.
- Nie chcę byś wyjeżdżała. – opadł bezwładnie obok mnie i schował twarz między moją szyją, a ramieniem.  – Nie wytrzymam.
- Mi też będzie ciężko. – położyłam głowę na jego piersi i zaczęłam nakreślać małe kółka na jego brzuchu – Ale będziemy do siebie przyjeżdżać. To tylko na jakiś czas.
- A co, jak dostaniesz tam pracę?
- Na pewno. – roześmiałam się głośno – Przyjmują jednego dziennikarza z całego konkursu. Nie ma takiej opcji. Jadę tam tylko po to, by mieć co wpisać do CV.
- Nie doceniasz się, mała. Zawsze Ci to powtarzałem. – zapalił lampkę stojącą na nocnym stoliku – Ale skoro tak mówisz… Wrócisz i zostaniesz moją żoną. A potem zrobimy sobie parkę dzieciaków, co ty na to?
Poczułam ból nie do opisania. Gdzieś w okolicy serca mały szew trzymający jedną z ran, pękł. Znów przypomniałam sobie te okropne chwile. Przypomniałam sobie, co zrobiłam i jak wiele mam na sumieniu. Przypomniałam sobie o nim – jego niesforne loki, chłopięcy uśmiech, specyficzny zapach, którym pachniały wszystkie moje ubrania. Te dni, kiedy było nam razem dobrze. A potem przypomniałam sobie dni, w których było źle – i konsekwencje, jakie z nich wypłynęły.
Wiedziałam, że pewnego dnia będę musiała uświadomić Sorena o mojej nieciekawej przeszłości i opowiedzieć mu ze szczegółami, dlaczego popełniłam tak wiele błędów. Obawiałam się tej chwili, w której wspomni o dzieciach, bo bałam się powiedzieć mu, że ja nie mogę mu ich dać.
- Skoro jesteśmy już narzeczeństwem – zaczęłam łamiącym się głosem – To musimy o czymś porozmawiać. Musisz o czymś wiedzieć.
- Cokolwiek to jest…
- Nie. – przymknęłam oczy – Nie mów tego dopóki nie usłyszysz całości.
- Okej. – pokiwał znacząco głową i ustawił sylwetkę w pozycji siedzącej opierając się o metalowy zagłówek.
- Nie mogę mieć dzieci. A to dlatego, że w przeszłości zrobiłam coś, czego do dzisiaj nie mogę sobie wybaczyć.
- Usunęłaś? – zapytał, ale w jego głosie nie dało się wyczuć wstrętu, czy oskarżenia. Było to zwyczajne pytanie, tak jakby chciał się tylko upewnić.
- Zabiłam je. – nie mogłam powstrzymać łez – Zabiłam moje dziecko.
Przytulił mnie do siebie i zaczął gładzić moje włosy. Nic nie mówił, po prostu pozwolił mi się samej uspokoić. Poczekał, aż mój żal upłynie. Aż poczuję się na siłach by móc dalej mówić.
- Nie obchodzi mnie co robiłaś zanim Cię spotkałem – powiedział chwytając mój podbródek i zmuszając bym spojrzała mu prosto w oczy – Teraz jesteś tą Milą Dobravkową, która zauroczyła mnie kupując czterdzieści główek sałaty, dla wygłodniałych królików w jakimś cholernym schronisku dla zwierząt domowych. Tak mnie właśnie urzekłaś i nic nie zmieni mojego zdania o Tobie. Każdy ma jakąś przeszłość, nikt nie jest bez skazy, ale liczy się to co jest tu i teraz. A teraz trzymam Cię w ramionach i proszę byś przestała zamartwiać się tym co było. Nawet gdybyś wypuściła bombę na Hiroszimę i tak nie przestałbym Cię kochać, moja wariatko. – pocałował mnie w czoło, a ja znów poczułam że na niego nie zasługuję. Był moją deską ratunku. Kołem ratunkowym. Był wszystkim. 

14 komentarzy:

  1. Jejku wspaniały, cudny rozdział. Tak napisany idealnie jak zawsze. Uwielbiam Cię za to opowiadanie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze masz ogromny talent (jak zgadnę nie pierwsza ci to mówię) :) Po drugie piszesz świetnie, wręcz idealnie, a po trzecie kiedy następny rozdział? :):) Po po prostu cudowny, już nie mogę doczekać się kolejnych.

    W wolnej chwili zapraszam na mojego bloga: http://ourangelsalwaysfall.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po takiej ilości komplementów mogę tylko się zaczerwienić! Następny rozdział w okresie świąt.
      Gdy znajdę chwilę czasu na pewno wpadnę :)

      Usuń
  3. Wiem, że w rozdziale głównie chodziło o szczęśliwą chwilę Mili i Sorena, ale ja po prostu nie mogę wyrzucić z pamięci tego fragmentu o kupieniu czterdziestu główek sałaty dla wygłodniałych królików. Chyba jestem dziwna, albo jest to spowodowane moją nieograniczoną miłością do tych małych słodkich zwierzątek.
    Ale nieważne, nie będę ci tu o tym rozprawiała.

    Jak ja się cieszę ich szczęściem! Mila naprawdę odżyła przy boku tego faceta, a jeśli on czyni ją naprawdę szczęśliwą, to już mnie kupił. Całą swą męskością, ale i wrażliwością, umiejętnością mówienia o uczuciach i dowodzenia ich. Ten moment, kiedy zaczął snuć plany na przyszłość, a szew na sercu Mili, który powstrzymywał głęboką ranę od otwarcia się, pękł, wywołał we mnie tak mocne uczucia, że autentycznie zaszkliły mi się oczy. Jak wiele siły musiała włożyć, by opowiedzieć mu o przeszłości a zarazem jak wielką miłością musi on ją darzyć, skoro nie zastanawiając się nawet chwili od razu je przekreślił, stawiając na piedestale swoją narzeczoną.
    Nieważne, co zdarzy się w Paryżu, nie chcę żeby ten facet cierpiał!

    O walorach językowych nie będę ci tu prawiła komplementów, bo doskonale wiesz, jak przepiękne zdania tworzysz, jaką cudowną atmosferę i jak to wszystko oddziałuje na czytelnika.

    Kilka dni temu pojawiła się tu informacja o jakimś projekcie, który szykujesz - nie mogę się doczekać!

    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wstępie - jak można nie kochać królików? To takie cudowne stworzenia!
      Soren to bardzo dobry człowiek, ale jego postać będzie ewoluować i pod wpływem zachowania Mili odejdzie od swojej anielskiej cierpliwości. Na razie tyle mogę zdradzić :)
      Projekt będzie baaardzo odbiegał od tematyki, którą się obecnie zajmuję - wręcz w ogóle nie będzie o nią zahaczał, ale musi minąć jeszcze dużo czasu zanim coś opublikuję.
      Pozdrawiam serdecznie :*

      Usuń
  4. CUDOWNY ROZDZIAŁ ;*
    Zapraszam do mnie, jeśli będziesz miała chwilkę czasu ;)
    http://niemozliwezycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. ahh jakie to jest świetnie !
    Baaardzo mi się podoba twoje opowiadanie, jest takie prawdziwe.
    Jestem bardzo ciekawa jak Mila poradzi sobie w Paryżu i czy jej związek ucierpi przez tą odległość.
    Z niecierpliwością czekam na nastepny rozdział ! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem kompletnie urzeczona! Wpadam tu przed chwilą, wzięłam się za czytanie i muszę Ci powiedzieć, ze chyba wiele bym straciła nie odkrywając tego bloga;D Przede wszystkim rozdział sam w sobie cały przepełniony był romantyzmem w doskonałym wydaniu a to lubię najbardziej. Druga sprawa... zawsze denerwuje mnie jak postać chce wyznać jakąś trudną prawdę, już jest blisko i zawsze coś stanie na przeszkodzie. I ten wątek wyznania odwleka się w czasie doprowadzając mnie do szewskiej pasji. Dlatego jak w końcówce rozdziału pozwoliłaś swojej bohaterce się wygadać (zamiast odwlekać do na rozdział n-ty) zyskałaś u mnie plusa! A jeszcze bardziej spodobała mi się odpowiedź mężczyzny. Nie skreślił jej, nie oceniał... zrozumiał, przyjął do wiadomości, pocieszył i zapewnił o miłości. To jest ideał. Kurde! Uwielbiam go!

    A i jeszcze jedno, kompletnie rozbroił mnie tekst o sałacie! Takie poznania (niekonwencjonalne) są najlepsze;D Ah, w tym rozdziale było wszystko, co mi się pdooba;) Wielki szacun:D

    A w wolnej chwili zapraszam do siebie;) Nie masz spamu, więc nie będę zostawiać opisu opowiadania. Po prostu zapraszam;)

    sila-jest-we-mnie.blogspot,com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo motywujące, kiedy czyta się takie komplementy na temat swojego opowiadania, aż chyba otworzę WORDa i coś naskrobię!
      Ten rozdział to chyba mój ulubiony, wyszedł dokładnie tak jak tego chciałam.
      Co do przeciągania kulminacyjnego momentu - nie rozumiem po co stosuje się takie zabiegi, chyba tylko do zapełnienia rozdziałów. Ja tam wolę wszystko postawić jasno. :(

      Gdy tylko znajdę chwilkę czasu, z pewnością zajrzę i do Ciebie
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Słodki Jezu, jak ja długo szukałam takiego prostego i klimatycznego opowiadania. Prudie, piszesz tak delikatnie i tak swobodnie przechodzisz z jednego wątku do drugiego (czemu ja tak nie potrafię :'( ). Nie używasz jakiś wyspecjalizowanych słów, żeby zaimponować, tylko posługujesz się takimi naturalnymi i dobrze dobranymi wyrazami. I to sprawia, że historia jest tak klimatyczna. Druga sprawa, polubiłam główną bohaterkę i moja wścibska podświadomość musi się dowiedzieć: czemu usunęła dziecko, kogo ono było, czy z znowu spotka ojca swojego dziecka w tym cholernym Paryżu? Ah, chcę już kolejny rozdział! Widzisz co ty robisz z nami, czytelnikami, Prudie?

    Zapraszam: http://oh-scorpiusie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tyle miłych słów! Nigdy nie byłam dobra w dodawaniu ozdobników, wysublimowanych słów dlatego postanowiłam nie męczyć się z tym i pisać tak jak potrafię. Cieszę się, że uważasz to za atut. :)
      Tak jak napisałam gdzieś wcześniej, jak znajdę tylko czas to wejdę i poczytam Twoje opowiadanie :)
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  8. 38 yr old Quality Control Specialist Rollin Foote, hailing from Westmount enjoys watching movies like My Father the Hero and Kite flying. Took a trip to Gusuku Sites and Related Properties of the Kingdom of Ryukyu and drives a Horch 853A Special Roadster. kliknij po wiecej

    OdpowiedzUsuń

Jestem bardzo wdzięczna i dziękuję za każde pozostawione słowo!